• 1
  • 2
  • 3

Nowości

  • Z dziejów sztucznej muszki w Transylwanii

    Z DZIEJÓW SZTUCZNEJ MUSZKI W TRANSYLWANII Ernest Friedel, dyrektor Märkischen Provinzial-Museum w Berlinie, w 1886 r. odbył podróż na Węgry Czytaj więcej
  • Oceny prawne kłusownictwa rybackiego

    Wojciech Radecki Oceny prawne kłusownictwa rybackiego Streszczenie zwróceniem uwagi na różne warianty zbiegu wykroczeń i przestępstw z ustawy rybackiej z Czytaj więcej
  • No Killowscy - desantowcy

    Będę podziwiany, a efekt psychologiczny jest taki, że część pozostałych wędkarzy nie chcąc być frajerami i czekać, aż im przełowią Czytaj więcej
  • Roboty utrzymaniowe i prace regulacyjne

    Roboty utrzymaniowe i prace regulacyjne Od 50. lat XX wieku ten sam sposób działania. Obecnie część robót hydrotechnicznych jest współfinansowana ze środków Funduszy Europejskich. Począwszy Czytaj więcej
  • Przywrócenie ciągłości biologicznej rzek

    Przywrócenie ciągłości biologicznej rzek. Sztuczne bariery zatrzymują transport rumowiska, zmieniając skład osadów rzecznych oraz naturalną erozję rzeki. Bariery mają również wpływ na Czytaj więcej
  • Rewitalizacja, renaturyzacja

    Rewitalizacja, renaturyzacja. Priorytety środowiskowe wynikające z Dyrektywy Wodnej. Niniejsze rozważania dotyczą cieków o charakterze podgórskim i górskim, ponieważ świat zwierzęcy Czytaj więcej
  • Melioracja, regulacja, zabudowa

    Melioracja, regulacja, zabudowa. Czy to są priorytety środowiskowe! Przed II Wojną Światową – woda jeszcze była. Sprzyjał temu system kilkudziesięciu tysięcy Czytaj więcej
  • Wczoraj wyszedłem nad rzekę, 6

    Wczoraj wyszedłem nad rzekę 6         Rozleniwiony, przesycony słońcem lipiec. Kolejne dni obłędnego słońca, duchota nagrzanego powietrza. Ta ciepła miękkość Czytaj więcej
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • 11
  • 12
  • 13
  • 14
  • 15
  • 16
  • 17
  • 18
  • 19
  • 20
  • 21
  • 22
  • 23
  • 24
  • 25
  • 26
  • 27
  • 28
  • 29
  • 30
  • 31
  • 32
  • 33
  • 34
  • 35
  • 36
  • 37
  • 38

Po co się stowarzyszać

 

Brałem ostatnio udział w kilku dyskusjach dotyczących oczekiwań wędkarzy w stosunku do organizacji, do których należą. Dyskutowaliśmy, ale argumenty „mijały się” z powodu braku porozumienia na fundamentalnym poziomie. Postanowiłem, więc napisać artykuł publicystyczny i „interwencyjny” w sprawie znaczenia stowarzyszeń i istoty stowarzyszania się w demokratycznym społeczeństwie. Wiedza na ten temat, jest znikoma do tego stopnia, że jej ślady są niejednokrotnie trudne do zauważenia mimo najlepszych intencji.

Na początek odwołam się do cierpliwości – cnoty podobno właściwej wędkarzom. Jak w znanej modlitwie - Daj mi Boże siłę abym mógł zmieniać to, co mogę zmienić Daj mi cierpliwość abym mógł znosić, to, czego zmienić nie mogę (w domyśle - będę mógł zmienić w przyszłości). Oraz daj mi mądrość abym umiał odróżnić jedno od drugiego”.

W wielu wypowiedziach pojawiało się wezwanie – załóżmy stowarzyszenie, a wtedy wszystko będzie „jak należy”. Będziemy mieć gospodarza wody, w której pojawi się obfitość ryb. Takie stwierdzenie „stowarzyszajmy się’ jest najłatwiejsze do wypowiedzenia. Podobnie łatwe, po sięgnięciu do odpowiednich źródeł, jest opisanie procedury rejestracji stowarzyszenia. Jak do tej pory – „bułka z masłem”. Problemy pojawiają się wtedy, gdy trzeba odpowiedzieć na pytanie „po co?”. Po co w ogóle jest stowarzyszenie? Jaki jest cel zakładania stowarzyszenia? Jakie przesłanki leżą u podstaw zebrania się grupy ludzi, którzy zamierzają założyć stowarzyszenie? Jaki będzie PUBLICZNY pożytek z istnienia tego stowarzyszenia? Jakie obowiązki są w stanie wziąć na siebie członkowie stowarzyszenia? Ile są w stanie poświęcić własnego czasu, środków, umiejętności, cierpliwości dla realizacji swoich celów? Jakimi dysponują atutami i środkami aby zrealizować swoje zamierzenia? Jakie mają poparcie społeczne dla podejmowanych działań? Jakimi dysponują środkami, teraz i w przyszłości? Jak ma wyglądać świat w wyniku ich działalności? Jaka jest wreszcie MISJA powoływanego stowarzyszenia, a w związku z tym MISJA wszystkich jego członków?

Bo działalność stowarzyszenia jest właśnie MISJĄ!

Stowarzyszenie jest organizacją „pożytku publicznego” czyli spełnia funkcje publiczne w zakresie narzuconym sobie przez twórców i członków. Co więcej, członkowie stowarzyszenia za swoje działania na rzecz dobra wspólnego nie mogą oczekiwać wynagrodzenia, zadośćuczynienia lub korzyści innych niż uznanie w oczach tych, którym stowarzyszenie służy.

jkow71 01
Organizacja powołana w celu realizacji indywidualnych lub grupowych interesów samych członków nie jest stowarzyszeniem.
Ktokolwiek planuje założyć stowarzyszenie aby załatwiać swoje sprawy nie rozumie podstawowych zasad funkcjonowania społecznego. Nadużywa formuły stowarzyszenia dla zakamuflowania prawdziwych intencji, które nim kierują. Jest więc oszustem.
Stowarzyszenie musi mieć poczucie misji (opisanej jako cele stowarzyszenia), która jest działaniem na rzecz „innych”. Żeby być dobrze zrozumianym muszę zaznaczyć, że wśród tych „innych” mogą być również członkowie stowarzyszenia, ale misja stowarzyszenia nie może być nakierowana wyłącznie na jego członków.

Dla przykładu – kiedyś zakładałem stowarzyszenie zdobywające środki na rzecz wsparcia lokalnego szpitala. Jednym z celów statutowych były działania wspierające edukację pracowników tej instytucji. W pierwotnej wersji statutu te działania miały być skierowane do członków Stowarzyszenia. Taki zapis został zdecydowanie odrzucony przez sąd rejestrujący, bo dobro publiczne tworzone przez stowarzyszenie musi być dostępne publicznie – w tamtym przypadku do wszystkich pracowników szpitala, niezależnie od przynależności, a nie tylko do członków stowarzyszenia.
Proszę o głębokie zastanowienie się nad tym problemem w odniesieniu do wędkarstwa i do oczekiwań wobec stowarzyszenia, w dodatku ograniczonego do roszczeń w stosunku do wybieralnych władz organizacji.

Na tym tle widoczna jest postawa wielu wędkarzy, którzy za cel swojej przynależności do stowarzyszenia wędkarzy przyjmuje korzyść w postaci możliwości uprawiania amatorskiego połowu ryb, w dodatku w oparciu o opłacanie niewielkich, rocznych „składek” na „zagospodarowanie i ochronę wód”.

Kolejnym, powszechnym nieporozumieniem jest sposób pojmowania natury składki członkowskiej przez członków stowarzyszenia. Składka członkowska jest wkładem finansowym członka w działalność stowarzyszenia. Opłacając składkę członek stowarzyszenia nabywa prawa do uczestniczenia w realizacji celów stowarzyszenia. Wpłacając składkę członek stowarzyszenia podnosi wartość aktywów stowarzyszenia i większa możliwości własnego działania i działania pozostałych członków stowarzyszenia. Wpłacenie składki nie uprawnia do niczego innego. Nie jest na pewno opłatą wnoszoną w zamian za świadczenia stowarzyszenia wobec członka i do oczekiwania takich świadczeń nie uprawnia.

Podstawą działania stowarzyszenia jest wnoszenie przez członków stowarzyszenia pracy na rzecz realizacji celów założonych przez stowarzyszenie. Ta praca może być wykorzystaniem posiadanej wiedzy, umiejętności, wykorzystania posiadanych kontaktów do ułatwienia realizacji celów stowarzyszenia, pisanie tekstów, listów, procedur, negocjacje z osobami czy instytucjami istotnymi dla realizacji projektów zgodnych z celami stowarzyszenia, wreszcie fizyczna praca na rzecz wykonania konkretnych projektów. Ważne jest oparcie działań stowarzyszenia o zamknięte projekty, prowadzące do konkretnych celów. Bez takich ram i nakreślonych dążeń podzielonych na osiągalne etapy nie ma sensu podejmowanie jakichkolwiek działań. Na przykład, pisanie petycji i apeli, które nie dotyczą wspierania konkretnych działań stowarzyszenia (w rozumieniu jego członków), a tylko zawierają oczekiwania wobec innych instytucji i organizacji jest bez sensu. Takie protesty służą burzeniu, a nie budowaniu. Proszę tylko nie interpretować tych słów jako negowanie potrzeby „upominania się” o ważne sprawy. Mam na myśli to, że upominając się o zaniechanie lub zmianę jednej praktyki trzeba mieć przygotowaną alternatywę, wraz z planem wykonania wynikających z niej prac. To tak na marginesie innej dyskusji o melioracjach i niszczeniu rzek.

Zapytacie pewnie „A gdzie w tym wszystkim łowienie ryb?” Ano właśnie. Gdzie?

Otóż nigdzie. Łowienie ryb nie niesie ze sobą żadnego pożytku publicznego. Nie może być więc ujęte jako jeden z celów stowarzyszenia. Może nim natomiast być stwarzanie warunków do uprawiania połowu ryb, z których mogą korzystać również członkowie stowarzyszenia. Może być nim również organizowanie turystyki wędkarskiej, sportu wędkarskiego itp., z których mogą korzystać członkowie (ale nie tylko oni). Samo łowienie ryb jest jednak poza zakresem działalności stowarzyszenia.

Powiem rzecz niepopularną, choć wiele spraw, które tutaj poruszam należy do kategorii „niepopularnych”. Wędkarze będący członkami stowarzyszenia nie powinni wnosić opłat za wędkowanie niższych niż pozostali użytkownicy wód publicznych. To wynika wprost z zasady nie odnoszenia korzyści z racji pracy na rzecz realizacji misji stowarzyszenia, a już zupełnie niedopuszczalne jest odnoszenie takich korzyści z tytułu samej przynależności do stowarzyszenia i opłacenia składek członkowskich.

To może wydać się trudne bądź niemożliwe do zrozumienia przez wielu czytających ten tekst ale członkowie stowarzyszenia po to właśnie się stowarzyszają by płacić więcej i robić więcej niż wszyscy pozostali.

Łatwiej będzie może zrozumieć to przy porównaniu dwóch organizacji, których misją jest zapewnienie warunków rehabilitacji dzieciom z przewlekła chorobą (nieważne jaką). Jedno jest założone przez rodziców dzieci cierpiących na tę chorobę i zajmuje się ich własnymi dziećmi, drugie zaś założone przez ludzi, których dzieci cieszą się zdrowiem oraz przez ludzi, którzy stracili swe dzieci z powodu tej samej choroby (dysponują więc doświadczeniem zdobytym w dramatycznych okolicznościach) i zajmuje się dziećmi, które w okolicy lub w całym kraju (zależnie od skali przedsięwzięcia) są dotknięte tą przewlekłą chorobą.
Mimo całego tragizmu sytuacji, pierwsza grupa rodziców to grupa interesów, ugrupowanie osób bezpośrednio zainteresowanych, które we własnym interesie gromadzą środki i uzyskując pomoc w celu uzyskania własnych, indywidualnych i grupowych korzyści. To coś w rodzaju towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych, firmy medycznej powołanej w celu obniżenia indywidualnych nakładów na rozwiązywanie własnych problemów. Spółki lub spółdzielni działającej na rzecz udziałowców. To żadne stowarzyszenie. Forma stowarzyszenia jest w tym przypadku przyjęta dla „zmiękczenia” tych, którzy pomoc ofiarowują i przykrywką dla uzyskiwania własnych korzyści.

W drugim przypadku, stowarzyszenie powołane przez „zdrowych” aby nieść pomoc chorym, bez dyskryminowania odbiorców tej pomocy przynosi dobro społeczne, misja takiego stowarzyszenia wychodzi daleko poza zakres bezpośrednich interesów jego założycieli i członków. Jest to stowarzyszenie „pełną gębą”, które dla realizacji swej misji może ubiegać się o pomoc publiczną i indywidualną z podniesionym czołem.

Celowo użyłem tego dość drastycznego przykładu aby unaocznić różnicę między przynależnością do stowarzyszenia wędkarskiego aby podejmować pracę na rzecz środowiska naturalnego, poprawiania warunków życia ryb, edukacji ekologicznej szerzonej wśród młodzieży i dorosłych, popieranej aktywnymi działaniami na rzecz wprowadzania w życie misji stowarzyszenia, a postawą korzystania z przynależności do stowarzyszenia traktowanego jako „gospodarz”, „dostawca”, sprzedawca usług w zamian za składkę członkowską itp. Działalność rybacka stowarzyszenia wędkarskiego jest jego działalnością gospodarczą, która ma przynosić dochody w celu realizacji misji stowarzyszenia. Tych dochodów nie mogą konsumować członkowie stowarzyszenia. Te dochody mają na celu stwarzać członkom stowarzyszenia warunki pracy na rzecz realizacji wspólnych celów.
Dominująca w naszej rzeczywistości postawa „klienta” wykazywana przez członka stowarzyszenia wobec jego organizacji jest bodaj największym nieszczęściem trapiącym nasze społeczeństwo. Taka sama postawa jest powszechna wobec instytucji państwa i samorządów, co stoi na przeszkodzie tworzeniu demokratycznego „społeczeństwa obywatelskiego”.

Wielu członków stowarzyszenia utyskuje na sposób działania i postawę takich samych członków stowarzyszenia, tylko wybranych do pełnienia funkcji we „władzach” stowarzyszenia. Sam tytuł przywódcy stowarzyszenia – prezes – ma za swój źródłosłów odwołanie do równości. Prezes to z łaciny „Primus inter pares” – pierwszy między równymi.
Nastawienie władz organizacji do jej szeregowych członków mogą zmienić tylko sami członkowie, zmieniając swoje nastawienie do siebie, do swoich oczekiwań i zobowiązań oraz do swojej organizacji. Takie rzeczy się wymusza, a nie dostaje, będąc uczestnikiem i twórcą wydarzeń, a nie biernym klientem. Tylko przyjmując postawę aktywną i pracując na rzecz organizacji, której jest się członkiem można wytworzyć to poczucie „równości” i powszechności, z którego rodzą się świadomie wybierani „pierwsi między równymi”. Ot taka kwadratura koła, z którą większość wychowanych jako Homo sovieticus nie może sobie poradzić.

Nieszczęściem naszym jest pamięć konieczności przynależności do „stowarzyszenia” w rozumieniu totalitarnym w celu uzyskania prawa dostępu do dóbr publicznych. Był to element kontroli totalitarnego państwa nad aktywnością społeczną wykraczającą poza ramy zawodowe. PZW był niegdyś tzw. „organizacją społeczną”, bo o stowarzyszeniach ani o wolności zrzeszania się i samorządności nikt wówczas nie słyszał. Organizacja społeczna była de facto tworem państwowym, w ramach którego, pod kontrolą państwa obywatel mógł realizować swoje zamiłowania. Państwo miało zapewnić mu ten „wypoczynek po pracy”, jednocześnie wnikliwe obserwując jak realizuje swoje pasje. Nieprzypadkowo funkcjonariuszami „organizacji społecznej” byli funkcjonariusze aparatu państwowego, często aparatu przymusu i inwigilacji. Karta wędkarska była wewnętrznym dokumentem PZW do 1985r. Do dzisiaj wielu mówi o corocznym „opłacaniu karty wędkarskiej”, z czego wynikają niekiedy nieporozumienia.

Dzisiaj aby łowić ryby nie trzeba należeć do „organizacji wędkarskiej”. Co więcej, organizacja wędkarska użytkująca wody publiczne nie może ograniczać dostępu do nich obywatelom kraju. Sądzę, że gdyby ktoś wystąpił ze skargą konstytucyjną to również różnice w opłatach dla członków PZW i osób nie będących członkami PZW można by skutecznie podważyć.
W dyskusjach przewijał się brak wiedzy o sposobach organizowania się wędkarzy w innych krajach. Zwłaszcza w krajach demokratycznych. Oraz o organizacji wędkarstwa w wodach publicznych.
Kiedy mówię moim zagranicznym rozmówcom, że w Polsce wędkarze zrzeszeni są w związku liczącym 600-700 tys. członków i użytkują wody publiczne to budzi to niekłamany podziw, a wręcz zazdrość. Po prostu moi rozmówcy przykładają do tej informacji swój aparat pojęciowy i odbierają to jako setki tysięcy wolontariuszy, pracujących codziennie jak mrówki aby w rzekach i jeziorach, o czystych brzegach, pięknej i zgodnej ze współczesną wiedzą strukturze były wspaniałe warunki życia i rozwoju ryb i uprawiania wędkarstwa. Dla porównania w USA gdzie tylko na muchę łowią miliony ludzi do Trout Unlimited - największego i znanego na całym świecie z racji swych dokonań stowarzyszenia wędkarzy należy około 100 000 członków. Tylko, że ci członkowie to są właśnie wolontariusze, wnoszący składki, zdobywający fundusze i organizujący skomplikowane projekty na wodach publicznych (ale i prywatnych) jednocześnie płacący za licencje jak każdy inny osobnik, który chce łowić ryby. Podobnie w Anglii, gdzie na muchę łowi blisko milion wędkarzy Salmon & Trout Association liczy 40 – 50 tys. członków, działających na rzecz środowiska wodnego i organizacji wędkarstwa w swoim kraju. Wiele podobnych przykładów mógłbym podawać, ilustrując powyższe wywody na temat istoty stowarzyszania się.

 

Wody publiczne są dostępne dla wszystkich. Niekiedy ten dostęp może być ograniczony prawami własności terenu przylegającego do wody. Podstawą korzystania z wód publicznych jest równość i powszechność. W wielu krajach nie mogliśmy zorganizować mistrzostw świata na najlepszych wodach, ponieważ była to woda publiczna, której nie można było „zamknąć” bo takich uprawnień nie miały ani władze ani inni użytkownicy. Zamknięcie wód publicznych wymagałoby decyzji parlamentu. Inaczej organizator naraziłby się na poważne prawne konsekwencje wynikające z bezprawnego ograniczenia dostępu do wód. Ponadto na skargi przewodników wędkarskich, dla których wody publiczne są „warsztatem pracy”.

Tak więc fundamentalną rzeczą jest właściwe zrozumienie zasad stowarzyszania się i idei samorządności, rządzącej stowarzyszeniami. Z wypowiedzi wielu Kolegów jawi mi się postawa, która polega na tym, że stowarzyszenie (np. PZW) jest traktowane jako instytucja usługowa dla swoich członków. Jak firma komercyjna wobec swoich klientów. To nieuprawnione porównanie.
Dla uproszczenia przywołam, trzy istotne formy organizacyjne, z którymi się spotykamy. To przedsiębiorstwo, spółdzielnia i stowarzyszenie.
Przedsiębiorstwo i stowarzyszenie działają "na zewnątrz", zaś spółdzielnia głównie "do wewnątrz", choć również, jak przedsiębiorstwo, również „na zewnątrz”. Różnica między przedsiębiorstwem a stowarzyszeniem jest taka, że przedsiębiorstwo sprzedaje produkt lub usługę swoim klientom za wynagrodzeniem, które ma mu przynieść zysk. Stowarzyszenie natomiast, jako organizacja pożytku publicznego, działa "na zewnątrz" - do społeczeństwa przez działania i pracę społeczną swoich członków. „Zysk” wypracowany przez stowarzyszenie nie należy do niego. Klientami stowarzyszenia są obywatele kraju, regionu, środowiska, a nie jego członkowie. Funkcją stowarzyszenia wobec członków, z którego PZW (a zwłaszcza ludzie w zarządach powołani do tego) nie wywiązuje się w sposób karygodny jest motywowanie członków do działania i inicjowanie oraz organizowanie tej działalności. Członkowie zarządów również funkcjonują w powszechnym nurcie klientyzmu, który propagują swoimi decyzjami lub trwają w zapamiętanej strukturze „organizacji społecznej” z czasów PRL.
jkow71 02Stowarzyszenia powołuje się po to aby móc działać, a nie po to aby czerpać korzyści z przynależności do nich. To ostatnie jest właściwe np. spółdzielniom, które są powoływane w celu zapewnienia swoim członkom korzyści. Spółdzielnie to organizacje członków, którzy realizują swoje własne cele w sposób skoordynowany i wykorzystując "efekt masy" wynikający z wykorzystania np. wspólnych funduszy lub narzędzi pracy, znacznie większych niż indywidualne środki poszczególnych członków. To ostatnie widać na przykładzie porównania developerów (przedsiębiorstwo) i spółdzielni mieszkaniowych, chociaż w naszym marazmie i degrengoladzie spółdzielnie są często zakamuflowanymi przedsiębiorstwami (spółkami) developerskimi. Idea spółdzielczości także jest nam, Polakom, obca. Idea spółdzielczości zakłada również pracę członków na rzecz spółdzielni - to nie jest forma wynajęcia "służby" w postaci zarządu, obsługującego członków. Zarząd ma tylko funkcję koordynatora działań członków (z ich rzeszy bowiem się wywodzi) i zarządzania majątkiem i pracą w okresie między zebraniami i podejmowaniem decyzji strategicznych. W przypadku spółdzielni czy stowarzyszenia (jak w PZW) zarząd jest usytuowany wobec członków tak jak w przedsiębiorstwie wobec właścicieli lub akcjonariuszy, a nie wobec klientów. W związku z tym zarząd w stowarzyszeniu czy spółdzielni jest tym silniejszy i dominujący nad członkami im słabsi, gorzej zorganizowani i mniej zaangażowani w pracę na rzecz wspólnoty są członkowie, których jest emanacją.

W wielu wypowiedziach powtarzałem wezwanie do działania w ramach stowarzyszenia, czemu nie może przeszkadzać żaden zarząd, a uregulowania wewnętrzne, na które się powoływałem (statut i regulaminy) wręcz taką sytuację wzmacniają i sankcjonują. Zarząd nie może zakazywać członkom podejmowania działań zgodnych ze statutem - ma wręcz obowiązek je wspierać i inicjować lub ustalać z inicjatorami terminy ich wdrożenia, które mogą być uwarunkowane kwestiami finansowymi lub organizacyjnymi, bądź priorytetami ustalonymi w długofalowych planach strategicznych stowarzyszenia. Ja natomiast obserwuję wśród wielu, jeżeli nie większości, członków stowarzyszenia postawę klienta, który "płaci i wymaga". To źle adresowane oczekiwanie. Wielu wędkarzy twierdzi, że chce mieć wybór do jakiej organizacji należeć, ale jeżeli dobrze rozumiem ich wypowiedzi, chcą zapłacić temu, kto zaoferuje im lepsze warunki łowienia ryb - a nie o to chodzi. Z takim oczekiwaniem muszą zwrócić się do komercyjnego przedsiębiorcy albo do spółdzielni produkcyjnej, która również świadczy usługi klientom. To kosztuje wielokrotnie więcej niż składka członkowska, która uprawnia do działania dla dobra publicznego, do bycia w grupie o podobnych celach i do skoordynowanego realizowania celów statutowych.

Korzyściami jakie odnoszą wędkarze realizując cele statutowe swego stowarzyszenia, a nie tylko swoją zachciankę w postaci łowienia ryb, są dobrze utrzymane łowiska, na których mogą uprawiać swoje hobby oraz prestiż społeczny gwarantujący trwanie wędkarstwa i jego rozwój w przyszłości. To sytuacja opisywana w zasadach negocjacji jako "Win - win" czyli wygrana dla wszystkich, jakże różna od powszechnie uznawanej w Polsce - "żeby dać jednym to trzeba zabrać innym".

Co takiego mogliby zrobić wędkarze gdyby im „się chciało”

Nic tak nie pokazuje znaczenia argumentów jak dobre przykłady ilustrujące znaczenie słów. Często pojawiało się pytanie o konkretne propozycje.

Z najprostszych rzeczy - kiedyś zorganizowałem sprzątanie brzegów rzek płynących przez moje miasto. We współpracy koła miejskiego PZW z Urzędem Miasta. Miasto zapewniło, za pośrednictwem MPGK/ZOM, worki na śmieci i rękawice oraz wywóz zebranych śmieci na wysypisko. Koło, a właściwie grupa sportowców – udział wolontariuszy. Akcja odbyła się dwa razy w ciągu roku. Chociaż w sprzątaniu brało udział tylko do 10 wędkarzy za każdym razem, to działanie zyskało uznanie. Koło zostało zasilone przez środki MOSIR-u „na sport młodzieżowy” w wysokości równej rocznemu budżetowi koła pochodzącemu ze składek członkowskich. Na pewno ułatwieniem było to, że wcześniej byłem członkiem Rady Miasta i znałem Prezydenta Miasta osobiście ale takich ludzi można znaleźć w szeregach wielu kół, a jeżeli ich nie ma to można ich zainteresować lub wciągnąć w popieranie takiej działalności. Myślę, że coś na ten temat mieliby do powiedzenia nasi Koledzy z Lęborka.

Bardziej skomplikowanym projektem byłby ten, którego szkielet zasugerowałem Kolegom z Tłuszcza, którzy chcąc coś zrobić nie bardzo mogli sobie wyobrazić jak się do tego zabrać. W ich sytuacji – braku wody w okolicy i obiecywanej a nie realizowanej od wielu lat inwestycji miasta w postaci zalewu konieczne jest wyjście poza własną organizację i poza oczekiwanie osobistych korzyści oraz zastanowienie się nad czynnikami, jaki mogłyby skłonić miasto do podjęcia inwestycji dotąd odkładanej „na później”. Dlatego zaproponowałem im „na szybko” opracowanie projektu dotyczącego parku miejskiego wokół planowanego zalewu, obiektu wspieranego przez miasto, uzupełnionego o program edukacyjny dla młodzieży stworzonego we współpracy z nauczycielami ze szkół (również podległych gminie). Wkładem wędkarzy, którzy są również obywatelami miasta, byłoby opracowanie planu i harmonogramu działań oraz wykonanie pewnych prac ziemnych w otoczeniu przyszłego zalewu. Wykonanie alejek, założenie trawników, posadzenie drzew i krzewów. Pozostałaby „dziura” którą wypełniłyby wody zalewu. Miejski park oraz sam zalew mógłby stać się „zieloną klasą” dla uczniów miejscowych szkół. Tworzeniem programów szkolnych wykorzystujących te warunki na pewno zainteresowaliby się nauczyciele biologii (może nawet wśród wędkarzy byłby jeden z nich), którym takie dokonania jak tworzenie programów autorskich zapewniają postęp w rozwoju kariery zawodowej i przechodzenie kolejnych szczebli nominacji. Wśród aktywnych wędkarzy na pewno znalazłby się przynajmniej jeden „lider”, któremu na podstawie tych dokonań można zrobić „kampanię wyborczą” do rady miejskiej lokując tam skutecznego „lobbystę”. W dodatku bezpłatnego. Jeżeli takiego lidera nie byłoby wśród wędkarzy to należałoby poszukać go wśród ludzi mających ambicje zasiadania w radzie lub nawet jednego z radnych. Może nawet takiego, który chciałby zostać burmistrzem? Realizacja takiego projektu sprawi, że wszyscy odnoszą korzyści realizując go, są usatysfakcjonowani, a nie zapominając o naszych wędkarzach – zyskują oni zalew i prestiż społeczny pozwalający na realizację następnych projektów, współfinansowanych przez samorząd, a może i środki europejskie.

Bardzo skomplikowanym projektem jest kapitalna praca w postaci projektu na rzecz ochrony Słupi, której motorem napędowym jest Artur Wysocki i Klub „Trzy Rzeki” przy ZO PZW Słupsk, a realizowanym w ramach celów statutowych PZW, Parku Krajobrazowego „Dolina Słupi”, okolicznych samorządów, organizacji proekologicznych, Lasów Państwowych, Eko Funduszu i instytucji państwowych. W ramach tego projektu wykonana została inwentaryzacja gniazd tarłowych troci, planowane są prace renaturyzacyjne w dopływach tarliskowych prowadzące do aktywizacji bezrobotnych w okolicznych gminach, warsztaty tarliskowe z udziałem najwybitniejszych polskich ichtiologów i ich studentów i wiele innych działań, zakrojonych na wielka skalę, których efektem będzie zapewnienie rybom osiadłym i wędrownym warunków do życia i rozrodu oraz stworzenie nad Słupią regionu atrakcyjnego turystycznie i wędkarsko. Więcej na temat tego kapitalnego projektu napisze zapewne Artur w swoich artykułach.

Tak działają stowarzyszenia wędkarzy na świecie, tak wyglądają działania w ramach społeczeństwa obywatelskiego, budowanie więzi środowiskowych, tworzenie elit "ducha i rozumu", między innymi w ten sposób budowano i buduje się potęgę zamożnych krajów. Optymizmem napawa rodzenie się podobnych inicjatyw w wielu miejscach w Polsce. Wspomniana, amerykańska Trout Unlimited za przyczyną swoich wolontariuszy koordynuje projekty i wkłada swoją pracę, wspieraną przez US Dept. of Agriculture - Forestry Service (jak nasze Lasy Państwowe), w poprawianie warunków życia ryb łososiowatych w wodach amerykańskich, wpływają przez to na legislację stanową i federalną w kierunku ochrony rodzimych populacji i stanowią istotną siłę nacisku społecznego. Nie dlatego, że protestują czy zgłaszają "słuszne wnioski i postulaty" ale dlatego, że wykonują pożyteczną pracę, w którą angażują się dysponujący wiedzą, wpływami, umiejętnościami członkowie organizacji, poświęcający swój czas i pracę na prowadzenie tych działań.

Takiego podejścia do realizowania misji wędkarstwa w społeczeństwie nam brakuje i o to dopominam się pisząc o konieczności pracy u podstaw w środowiskach wędkarskich. I takich, przede wszystkim reform oczekuję, a tylko one mogą w miarę szybko wprowadzić zmiany do kształtu naszej organizacji. Inaczej będziemy skazani na ciągły wyścig cwaniactwa lub na rozdrobnienie spowodowane frustracją tych, którzy próbują realizować się gdzieś indziej.
PZW można i należy reformować i mogą, czy raczej muszą robić to członkowie aby stworzyć z PZW wreszcie stowarzyszenie o uznanej sile i wartości. Czekanie na to, że "jaśnie oświecony" zarząd coś zrobi jest trwaniem w postawie "Homo sovieticus". My jesteśmy zespołem akcjonariuszy, radą nadzorczą tego stowarzyszenia i musimy działać stosownie do tego statusu.

Z poglądów czy raczej oczekiwań wyrażanych w czasie dyskusji w różnych środowiskach wyziera obraz wędkarstwa nie do spełnienia we współczesnym świecie. Wszyscy chcieliby łowić, i tylko łowić, w rybnych wodach, pełnych dzikich pstrągów i lipieni (czy innych gatunków ryb), ogólnodostępnych, za symboliczną opłatą, z możliwością zabierania codziennie limitu wymiarowych ryb, najchętniej bez tłoku i bez kłusowników, których „ktoś” – najlepiej emerytowani działacze związkowi lub nie do końca określone „państwo” – ma usunąć z naszych wód, a ponadto obsługiwać wędkarzy, którzy przecież „tyle” za to płacą. Być może niektórzy odczytają w tym opisie swoje poglądy.

Śledząc przebieg dyskusji na różnych forach, a także biorąc udział w niektórych z nich stwierdziłem fundamentalne różnice w rozumieniu wędkarstwa przez wielu z nas.

1.Lwia część wędkarstwa odbywa się na wodach publicznych, zwanych przez niektórych państwowymi, użytkowanych już to przez PZW, już to przez prywatnych gospodarzy, w końcu przez inne kluby i organizacje wędkarskie.

2. Z mocy prawa, na które wielu tak ochoczo się powołuje, jesteśmy, jako wędkarze, JEDNYMI Z użytkowników tego dobra publicznego. Jesteśmy tymi użytkownikami jako obywatele i dodatkowo jako wędkarze.

3. Istotą takiego użytkowania jest wyręczanie służb publicznych w dbaniu o wspólny, publiczny majątek i utrzymywanie go w stanie nie pogorszonym, a nawet dbanie o pomnażanie tego majątku (stan majątku publicznego, będącego w użytkowaniu wędkarzy najlepiej obrazują utyskiwania ich samych na jakość wód w Polsce)

4. Każdy użytkownik dobra publicznego jest odpowiedzialny za jego stan, a nie tylko pracownicy instytucji czy przedstawiciele wybrani do różnego rodzaju organów przedstawicielskich.

5. Członkowie stowarzyszenia nie mogą czerpać korzyści z przynależności do niego.


To ostatnie stwierdzenie, mające źródło w prawie i obyczaju, będące oczywistością w dobrze funkcjonujących społeczeństwach poddaję pod rozwagę wszystkim, którzy są lub zamierzają być członkami albo mają zamiar stać się twórcami stowarzyszeń.

Stowarzyszenie ma swoje cele odnoszące się do dobra publicznego, dostępnego dla wszystkich. Jeżeli ktoś chce w stowarzyszeniu dbać o własne, indywidualne lub grupowe interesy, trafił pod zły adres. Temu służą organizacje gospodarcze, działające w ramach Kodeksu Handlowego i innych norm opisanych w prawie stosującym się do szczególnych form działalności gospodarczej. Mylące może być określenie „gospodarka rybacka” w odniesieniu do zarządzania łowiskami przez stowarzyszenie. Ten rodzaj gospodarowania jest jednym z celów statutowych stowarzyszenia tzn. np. przeznaczane na nią środki nie są opodatkowane, ale jednocześnie nie mogą tworzyć „zysku”. Efekty działania stowarzyszenia muszą sprowadzać dobro publiczne, a nie mogą być skierowane do samych członków. W tym ostatnim przypadku mielibyśmy do czynienia np. ze spółdzielnią produkcyjną, gdzie produkt stanowiłby przychód członków.

Dla przypomnienia niektórym zacytuję tu listę celów stowarzyszenia, jakim jest PZW, a którą to listę każdy z jej członków zaakceptował podpisując deklarację członkowską. Proszę zwrócić uwagę, że na tej liście nie ma ani słowa o łowieniu ryb:

Cele i środki działania Związku

§ 6
Celem Związku jest organizowanie wędkarstwa, rekreacji, sportu wędkarskiego, użytkowanie wód, działanie na rzecz ochrony przyrody i kształtowanie etyki wędkarskiej.

§ 7
Związek realizuje swoje cele poprzez :
1) reprezentowanie interesów Związku w kraju i za granicą,
2) współdziałanie z podmiotami powołanymi do ochrony przyrody, ekosystemów wodnych, zwalczania kłusownictwa i innych szkód w środowisku wodnym,
3) nabywanie, ochronę i użytkowanie wód,
4) prowadzenie ośrodków zarybieniowych, schronisk i przystani oraz innych obiektów służących członkom Związku,
5) racjonalne zarybianie wód będących w użytkowaniu Związku i ich ochronę,
6) popularyzowanie i upowszechnianie wędkarstwa oraz wiedzy ekologicznej wśród młodzieży,
7) organizowanie sportu wędkarskiego na zasadach obowiązujących w polskich związkach sportowych,
8) współdziałanie z ośrodkami naukowo-badawczymi,
9) prowadzenie działalności wydawniczej,
10) prowadzenie działalności gospodarczej z przeznaczeniem dochodów na działalność statutową,
11) podejmowanie innych przedsięwzięć służących realizacji celów Związku”.

Statut również określa obowiązki członków, do których nawiązuję w moich rozważaniach. Najbardziej istotne pozwoliłem sobie podkreślić.

§ 14

Członek Związku ma obowiązek :
1) przestrzegać postanowień Statutu, uchwał i regulaminów władz Związku, w tym Regulaminu amatorskiego połowu ryb,
2) kierować się zasadą koleżeństwa i wzajemnego poszanowania, strzec jedności i dobrego imienia Związku,
3) sumiennie wykonywać zadania powierzone przez władze Związku i wynikające z pełnionych funkcji w Związku,
4) strzec wartości materialnych i praw niematerialnych Związku, ochraniać i pomnażać mienie Związku jako dobro wspólne jego członków,
5) wnosić składkę członkowską nie później niż do 30 kwietnia każdego roku.


Podsumowując ten akapit, stowarzyszenia, organizacje pozarządowe (NGO), organizacje pożytku publicznego czy jakkolwiek inaczej je nazwiemy, są w swej istocie powoływane w celu umożliwienia zorganizowanej, skoordynowanej pracy na rzecz określonych przez stowarzyszenie zadań, a nie w celu zorganizowanego umożliwienia, ułatwienia lub usprawiedliwienia konsumpcji lub zawłaszczania części wspólnego dobra przez jego członków. Stowarzyszenie nie jest organizacją, która ma „dać” ale organizacją, która umożliwia i daje legitymację do działań na rzecz realizacji celów podzielanych przez członków stowarzyszenia i wzmacnia siłę indywidualnego działania.

Niezwykle istotną rolą stowarzyszeń jest ich prawo do dysponowania środkami państwowymi, które potrafią wydawać sprawniej i bardziej celowo niż instytucje państwa lub samorządu, zwłaszcza że wkład pracy i zaangażowanie członków stowarzyszeń pozwalają na bardziej oszczędne wydawanie tych zasobów publicznych niż w przypadku wynajmowania komercyjnych organizacji do przeprowadzenia takich samych projektów.

Zwolnienie stowarzyszeń z części opodatkowania przychodów ma właśnie służyć „tańszemu” wykonywaniu przez nie zadań społecznie pożytecznych, a nie dodatkowym korzyściom odnoszonym przez członków stowarzyszenia.

Jestem zdania, że skoro musiałem napisać te słowa aby uświadomić niektórym, zagubionym we współczesnym świecie, istotę i sens stowarzyszania się czeka nas niezwykle trudna i skomplikowana droga dochodzenia do rozwiązania dotykających nas wszystkich problemów.

Wykonując nasze zobowiązania i realizując cele statutowe możemy, w odpowiednich proporcjach, oczekiwać wsparcia naszych wysiłków przez właściwe służby do tego powołane. Jak w każdym rachunku, aby następował brak pogorszenia lub nawet wzrost wartości majątku to przychody muszą przekraczać koszty, a korzystanie z wspólnego dobra musi następować w sposób zrównoważony, to znaczy eksploatacja i jej zakres musi być efektem budowania, konsumpcja - pochodną wytwarzania i obie te wartości nie mogą być od siebie oderwane.

Zabierając z wody więcej niż przyrost liczby lub masy ryb powodujemy zubożenie środowiska. To tak jakby oczekiwać odsetek z ulokowanego kapitału, jednocześnie „podbierając” kapitał z konta.

W dyskusjach pojawiają się odmieniane na wszystkie sposoby oczekiwania wobec „gospodarza” wody, który powinien dostarczać wędkarzom przyjemności za wnoszone składki lub opłaty oraz regulować w sposób formalny granice eksploatacji. Trzeba mieć świadomość, że spisane regulacje nie zawsze nadążają za rozwojem sytuacji i np. aby były rzeczywiście adekwatne do, w naszym przypadku, zasobności wód w poszczególnych okresach w roku, to musiałyby być dostosowywane wręcz co kilka tygodni. Problem leży w niezrozumieniu prostej prawdy, że gospodarzem nie jest „firma” o nazwie np. PZW sprzedająca swoje usługi na rynku na zasadzie sprzedaży towaru lub usługi ale stowarzyszenie wędkarzy, które działa w oparciu o aktywność i społeczną pracę swoich członków. Powtarzam, o aktywność. Statut stowarzyszenia to także obowiązujące prawo i każdy podpisujący deklarację członkowską stowarzyszenia zobowiązuje się do jego przestrzegania. Trzeba mieć szacunek dla swojego podpisu. Każdy z wędkarzy ma w tym ujęciu rolę GOSPODARZA i to od jego rozeznania w stanie wody, w której wędkuje zależy poziom dopuszczalnej dla niego eksploatacji. Jeżeli jednym tchem wypowiada się o niskim pogłowiu ryb w wodzie i o własnym prawie do eksploatowania tej wody w ramach limitów i wymiarów określonych w regulaminie, które jednocześnie uznaje za nieracjonalne to jest po prostu idiotą. Za to nie zostanie się ukaranym, bo głupota nie jest wykroczeniem czy przestępstwem ale …. Użytkownik wody ma obowiązek prowadzić racjonalną gospodarkę w użytkowanej wodzie. Użytkownikiem jest stowarzyszenie, a więc każdy z jego członków. Myślę, że nikomu rozgarniętemu więcej uzasadnień nie trzeba.

Członkowie stowarzyszenia mają zarówno prawa jak obowiązki. Przypomina o tym charakter wpłacanych przez członków np. PZW pieniędzy. Są to składki. Członkowskie, służące utrzymaniu organizacji oraz składki na ochronę i zagospodarowanie wód, a nie opłaty za usługę w postaci zagospodarowanego łowiska.

Wędkarze, nie będący członkami stowarzyszenia, wnoszą opłaty za korzystanie z wód zagospodarowanych przez stowarzyszenie. Oni również, jako obywatele są użytkownikami dobra publicznego. Nie świadcząc na rzecz wód wnoszą rekompensujące opłaty. Te kwoty, jako przeznaczane przez stowarzyszenia na wykonywanie celów statutowych, nie rodzą zobowiązań podatkowych, chociaż mogłyby stwarzać wrażenie elementu działalności gospodarczej. Obecny stan wód jest, między innymi pochodną tego poziomu składek i opłat, a stawki tych opłat są adekwatne do obecnego stanu wód.

Związek wędkarski przy różnicach prawnych i ekonomicznych w swej warstwie gospodarczej jest „firmą” nieco podobną do spółdzielni mieszkaniowej. Tak jak spółdzielcy za dom w którym mieszkają wędkarze są odpowiedzialni za wody, które użytkują. To, że ani jedni ani drudzy nie realizują swoich zobowiązań sprawia, że albo koszty eksploatacji idą w górę (jak w spółdzielniach mieszkaniowych) albo substancja popada w ruinę (jak w wędkarstwie). Ponadto, jeżeli spółdzielcy nie biorą na siebie odpowiedzialności, nie działają w imię wspólnych interesów popadają we władanie Gospodarza Domu jak w bloku przy znanej ulicy Alternatywy 4.

Dam wam przykład z życia ilustrujący świetnie codzienne doświadczenie z niemożnością porozumienia się w ramach wspólnoty. W bloku, w którym mieszkałem na stosunkowo nowym osiedlu, w obrzydliwym otoczeniu, prawie „na budowie” sąsiedzi mieszkający na parterze założyli ogródki, wnosząc nieco życia na tę blokową pustynię. Ich pasja, ciesząca oko i ducha nie spotkała się niestety z życzliwym przyjęciem pozostałych, którzy nie tylko nie nagrodzili pracy na rzecz wszystkich uznaniem ale wręcz mieli za złe, że mieszkańcy parteru „zawłaszczyli” część „wspólnego” dobra. Jakby „przypadkiem” ogródki kwiatowe znalazły się w pobliżu prowizorycznego boiska do piłki nożnej, założonego na świeżo powstałym trawniku (sic!). Przecież dzieci „mają prawo” do gry w piłkę. A trawnik – przecież to spółdzielnia zrobiła (a spółdzielnia to jakby ktoś inny – nie my) – ale to nasze, a nasze – jeżeli chcemy to możemy zrobić z nim co chcemy, nawet zniszczyć. W taki sposób, „niechcący” piłka trafiała do „ogródków”, łamiąc wszystko co napotkała na drodze – potem trzeba było piłkę wydobyć spomiędzy kwiatów i młodych krzewów…. Praca na rzecz wspólnego dobra stała się źródłem konfliktu i sąsiedzkich scysji. Próby godzenia stron spełzły na niczym. Szczęśliwie nie doszło do rękoczynów ale atmosfera była napięta, a ludzie skądinąd podobno wykształceni….., A przynajmniej posiadający dyplomy wyższych uczelni – nauczyciele, inżynierowie, ekonomiści…
Myślę, że nie trzeba wiele wyobraźni aby pod tę scenkę podstawić sytuacje i zachowania wędkarzy i „wędkarzy”.

Mamy zastrzeżenia do wydających nasze wspólne środki. A w jakim stopniu troszczymy się o to aby były dobrze wydawane? Czy dbamy o to aby raz wydane przynosiły trwały efekt? Czy może raczej biegniemy natychmiast wraz z tłumem innych „etycznych” wędkarzy wyławiać w ramach przysługujących limitów wszystkie świeżo wpuszczone ryby. Przecież „PZW” wpuściło „nam” świeże „mięsko”. Czy będziemy bronić „prawa” takich indywiduów do zabierania ryb zgodnie z limitami. Czy zaliczymy ich do grona etycznych wędkarzy? Ja nie stanąłbym obok nich z podniesionym czołem. Jesteśmy z innego towarzystwa. I nie znajduję dla nich usprawiedliwienia w rodzaju trudnego dzieciństwa, niedostatku w domu czy dalekiej drogi do szkoły. Chyba, że zgodzimy się, że taki jest dominujący sposób uprawiania wędkarstwa w Polsce i tak ma wyglądać jego przyszłość. Wtedy pozostaje kupić roczną winietę na drogi w Czechach lub Słowacji, gdzie mieszkają bardziej cywilizowani ludzie. Każdy broniący „prawa” do zabierania ryb w ramach limitów niezależnie od warunków oraz forsujący poglądy, że takie podejście do wędkarstwa jest etyczne musi mieć świadomość, że broni i upowszechnia szkodliwe postawy powyżej opisane. Rzeczywiście postępowanie tych łowiących ryby na wędkę nie podlega sankcjom w oparciu o regulamin czy przepisy o ochronie ryb w ustawie „rybackiej”. Ale czy rzeczywiście jest zgodne z prawem i czy aby na pewno jest etyczne? Warto zapytać się lepiej zorientowanych o zasady stosowania prawa, i to zarówno w sferze LITERY prawa jak i DUCHA prawa, czyli intencji stojących za jego wprowadzeniem.

Co, poza jednorazowym kontaktem ze skarbnikiem robi w ramach stowarzyszenia większość wędkarzy? Ile zebrań w kołach odbywa się w pierwszym terminie? To też nasza patologia, gdzie mechanizmy demokratyczne są jednym wielkim udawaniem, a 95% potencjalnie zainteresowanych oddaje „walkowerem” wszelkie decyzje w ręce pozostałych 5%, a potem ma pretensje o jakość podejmowanych działań. Czy tak ma wyglądać wśród nas „wolność zrzeszania się”?
Wolność jest wyzwaniem, jest odpowiedzialnością, jest wezwaniem do działania.

Działanie wymaga wiedzy i zgody co do celów i metod działania. O tę zgodę co do celów przede wszystkim chodzi. Wiedza ma to do siebie, że podlega rozwojowi i twórczej krytyce ale musi opierać się na spójnych, możliwych do udowodnienia podstawach, a nie wynikać z dowolnego „chciejstwa” głoszonego w imię własnych korzyści.
Walka z patologiami towarzyszącymi wędkarstwu, jak zorganizowane lub szczególnie dokuczliwe kłusownictwo nie należy do nas, a do tych, którzy są powołani do reakcji. Nie podejmują jej jednak skutecznie m.in. dlatego, że nie widzą w nas wszystkich grupy, której interesów, korzystnych dla całego społeczeństwa, a nie tylko dla nas samych, warto bronić. Poza tym widzą powszechność kłusownictwa, którego dokonują zrzeszeni w PZW „wędkarze”.

Naszą rolą jest uporządkowanie własnej "stajni Augiasza" właśnie przez stworzenie jednolitego frontu ludzi "poprawnych moralnie" lub prawie "poprawnych moralnie" i zbudowanie prestiżu wędkarstwa i szacunku dla niego aby było chronione. Jak, nie przymierzając, narciarstwo, również korzystające w pewnym stopniu z zasobów natury, w imieniu którego występuje Starosta Podhalański, Związek Gmin Tatrzańskich itp. , bo mają w tym swój społeczny, przeliczalny na pieniądze i miejsca pracy interes.
Póki nie zmienimy (my sami, a nie ktoś za nas) wizerunku wędkarstwa póty kłusownictwo będzie "znikomo szkodliwe społecznie". Obawiam się, że ulubionej w Polsce "trzeciej drogi" nie ma.

Konieczne są działania zorganizowanych grup wędkarzy, w które będą włączane inne organizacje i instytucje, lokalne społeczności i grupy interesu. My jako wędkarze musimy przekroczyć granice rzek i jezior, wykroczyć poza ramy naszego własnego, partykularnego interesu, wpływać na poprawę warunków życia innych ludzi w Polsce aby nasze wysiłki były widoczne i zaczęły budzić uznanie. Suma jednostkowych i grupowych działań, mających później wymiar regionalny składa się na program ogólnokrajowy. Wymaga to oczywiście koordynacji, ale nie centralnego sterowania i przyzwolenia. Tak wygląda, z grubsza, piramida demokratycznego społeczeństwa. To nie "władza" jest obdarzona nadludzką mądrością i nakazuje, zakazuje, organizuje, kontroluje i chroni ale korzysta z wiedzy i doświadczenia obywateli, którzy działają w imię wspólnego dobra. Każdy "centralny" program napotka na barierę konieczności modyfikowania jego kształtu do lokalnych warunków. Natomiast budowanie programów w odwrotnym kierunku jest zgodne z "pochwałą różnorodności" w demokratycznym społeczeństwie..


Nasze, wędkarskie interesy obracają się we własnym grajdołku. Nic wiec dziwnego, że świat zewnętrzny postrzega nasze środowisko jako mało operatywne, roszczeniowe, mało wartościowe dla funkcjonowania społeczeństwa. I rewanżuje się nam lekceważeniem i traktowaniem należnym za taką postawę. Pytanie tylko, czy dążenie do zmiany tego wizerunku jest wystarczająco powszechne wśród nas.

o mnie
Wędkarz „od zawsze” (w PZW od 1968 r.). Członek Koła Miejskiego w Krośnie i (1981 – 1986) i Akademickiego Klubu Wędkarskiego „Bzdykfus” w Warszawie – jednej z „kuźni” wędkarskich talentów w Polsce. Muszkarz od 1975 r. Wtedy dostał pierwszą muchówkę, łowił na czeski „kabel” i zielony kołowrotek „Tokoz”, w którym linka notorycznie wpadała pod szpulę. W latach 80-tych związał się z sportem muchowym. Przez dwa lata - do 1988 roku, był asystentem trenera kadry. W 1989 przejął kadrę i samodzielnie prowadził ją na zawodach mistrzowskich aż do 1997 r. W latach 1991 – 1997 pełnił funkcję Wiceprezydenta FIPS-Mouche (Federation Internationale de Peche Sportive – Mouche, Międzynarodowej Federacji Wędkarskiego Sportu Muchowego), był również przewodniczącym Komisji Technicznej. Od 1997 roku jest Prezydentem FIPS-Mouche i obecnie sprawuje tą zaszczytną funkcję drugą kadencję.
Inne artykuły autora

Na Forum
Temat
Odpowiedzi
Przejrzane
Odpowiedź
Odszedł Staszek Rzepka
Przez Marek Kowalski Pt 02 Wrz 2022 12:36 pm Forum Forum ogólne
0
39316
Pt 02 Wrz 2022 12:36 pm Przez Marek Kowalski
Nowy na forum - użytkownicy przedstawiają się
Przez Piotr F So 09 Lip 2022 10:23 pm Forum Forum ogólne
1
12545
So 09 Lip 2022 10:23 pm Przez Sebaruszkiewicz
Soła
Przez Stan Cios Cz 08 Lip 2021 12:54 am Forum Forum ogólne
0
30628
Cz 08 Lip 2021 12:54 am Przez Stan Cios
Rajcza
Przez Stan Cios Wt 23 Mar 2021 2:20 am Forum Forum ogólne
0
30429
Wt 23 Mar 2021 2:20 am Przez Stan Cios
Czy pstrąg jest głodny?
Przez Sebaruszkiewicz Pt 19 Lut 2021 3:00 pm Forum Dyskusje o Artykułach
0
40067
Pt 19 Lut 2021 3:00 pm Przez Sebaruszkiewicz