• 1
  • 2
  • 3

Nasi partnerzy

Połów łososia w Bzurze

Połów łososia w Bzurze

Na łamach warszawskiego czasopisma Korrespondent, które miało charakter urzędowy, ekonomiczny i polityczny (!), ukazała się notka o złowieniu łososia w Bzurze (Anon 1840). Jest to jedyny obecnie znany mi udokumentowany przypadek złowienia łososia w tej rzece w czasach historycznych, w dodatku nie odnotowany w naszej literaturze ichtiologicznej. Z tego powodu zasługuje on na uwagą. Poniżej podaję więc tekst notki, wraz z komentarzem.

Tekst

W Gostyńskiem, w rzece Bzurze schwytaną została niedawno rzadka ryba, zwana w naszym języku klepieniem (Salmo hamatus), będąca gatunkiem łososia tak bliskim pospolitego, że naturaliści przez długi czas uważali ją tylko za odmianę tego ostatniego. Wiadomo jest, że łososie są rybami rzeczno-morskimi. Na wiosnę tłumami z morza do rzek wpłynąwszy, rozpraszają się w różne ich rozgałęzienia, a gdy potem nastąpi w jesieni pora powrotu do morza, błądzą po tych załomistych wodach, niepokojone nowym instynktem wracania w swój żywioł zimowy. Takie to zbłąkanie się ułatwiło zapewne sposobność złowienia pomienionej ryby w porze teraźniejszej i w miejscu, w którym jej nie znano. Rzecz szczególna, że kiedy najchciwsi badań naturaliści, ledwie dziś klepienia za gatunek oddzielny uznali, już przodkowie nasi mieli dla niego nazwisko i wiedzieli, że się w tutejszych wodach znajduje. Falimirz, Spiczyński i Siennik zowią go klepieniem, a zdaje się, że nazwisko hak przytoczone przez Rzączyńskiego, do tejże ryby się ściąga. Hakowatość, w którą się dolna szczęka klepienia do góry zakrzywia, znacznie u niego jest większa niż, jest u samców pospolitego łososia.

Czemuż nie mamy wielu tak życzliwych krajowi, ażeby co w nim postrzegą, ogłaszali? Natura tak zniewoliła nas ku sobie, że czujemy rodzaj miłej dumy z posiadania tego, cokolwiek hojność jej darów dla okolic naszych udowodni. Duma ta trzyma się nas tak silnie, że nawet cywilizacja jej nie ściera, owszem podnosi ją, a im więcej stworzeń poznano w kraju, tym więcej mu bogactw przyznajemy i rozkoszujemy się posiadaniem ich wielości. Komu więc przypadek zdarzy odkryć co dla kraju, jakże odpowiedzialnym się staje, jeśli obojętny dla swojego odkrycia, zapomina o nim! Ale pocieszający przykład tak potrzebnej o krajową historię naturalną troskliwości, wystawi świeżo W. Rudzki, już w zawodzie innych nauk. Mąż zasłużony, w którego właśnie dobrach (Giżyce) pomienioną rybę ułowiono. On to bowiem zachował ją od zniszczenia i zajął się nadesłaniem pod rozpoznanie naturalistów warszawskich, egzemplarza, który ma dwa łokcie długości i na który poglądając, prawdziwie

-19-

cieszyć się potrzeba, że nawet w mniejszych rzekach naszych tak okazałe ryby posiadamy. Egzemplarz ten stanie się własnością jednego z tutejszych zbiorów zoologicznych.

Komentarz

Mimo, że tekst jest krótki, to jest w nim wiele ciekawych wątków. Najpierw należy jednak ustalić autora tej anonimowej notki. W tym celu przejrzałem wszystkie roczniki tego pisma, tj. z lat 1834-1841 (wychodziło ono też w innych okresach, ale pod różnymi tytułami). Otóż w tym czasie opublikowano w nim tylko dwie inne informacje o charakterze przyrodniczym. Pierwsza (Anon. 1838) dotyczy opisu wylotu jętki Palingenia longicauda w Warszawie. Druga (Jarocki 1839) dotyczy masowego przelotu ważki Libellula quadrimaculata koło miasta Szydłowca. Te dwa interesujące teksty zostaną omówione w odrębnych opracowaniach. Tutaj natomiast podam, że charakter tych informacji wyraźnie wskazuje, że we wszystkich tych trzech przypadkach zapewne wyszły one spod pióra jednej osoby, tj. Feliksa Jarockiego, kierownika Gabinetu Zoologicznego w Warszawie w latach 1818-1862. Tylko on miał wówczas taką wiedzę, by kompetentnie wypowiedzieć się w sprawach tych osobliwości przyrodniczych, a także o dziełach wspomnianych autorów z XVI i XVIII w. Inny znany ówczesny przyrodnik, Antoni Waga, raczej nie zajmował się fauną wodną.

Kolejną sprawą jest niecodzienność połowu. Łosoś zapewne był wówczas mało znaną rybą w dorzeczu Bzury, skoro dla wspomnianego W. Rudzkiego był on obcym gatunkiem, zasługującym nawet na przesłanie do Warszawy. To zaś wskazuje, że w pierwszej połowie XIX w. mogło już tam nie być stałej populacji ryb łososiowatych, a która istniała jeszcze w XVIII w., co poświadczają inne źródła (Cios 2003).

Następną kwestią jest termin połowu. Notka ukazała się 12 listopada, co oznacza, że ryba została złowiona zapewne pod koniec października. Około dwóch tygodni mogły zająć wszystkie czynności związane z przesłaniem ryby do Warszawy, napisaniem tekstu i jego wydrukowaniem. Taki okres był bowiem potrzebny na wydrukowanie informacji o wylocie jętki P. longicauda – notka ukazała się 7 lipca 1838 r., a wylot przypuszczalnie miał miejsce około 15-20 czerwca.

Termin połowu wskazuje więc, że łosoś udawał się na tarło. Dzisiaj nie można stwierdzić, czy wrócił on do rzeki, w której się urodził (co jest mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe, gdyż mógł to być okazały pstrąg morski, jedna z ostatnich autochtonicznych ryb w tym dorzeczu), czy też zboczył z trasy w trakcie ciągu do innej rzeki. Pogląd wyrażony w notce, że była to ryba spływająca (wręcz „błądząca”) po tarle, jest niesłuszny. Odzwierciedla on jednak stan ówczesnej niskiej wiedzy ichtiologicznej.

Jakie jest znaczenie tej notki dla naszej ichtiologii? Jak już wspomniałem, w żadnej ze znanych mi prac przyrodniczych nie stwierdziłem powołania się na tę notkę. Usprawiedliwieniem naszych badaczy jest fakt, że informacje zawarte w dawnych dziennikach, w tym na łamach Korrespondenta, szybko ginęły w mrokach zapomnienia, podobnie jak to ma miejsce w przypadku współczesnych gazet. Poszczególne numery tych czasopism trafiały tylko do niektórych bibliotek i z zasady egzemplarze archiwalne były rzadko przeglądane. Treść dzienników nie została też uwzględniona w różnych bibliografiach.

Czy jednak rzeczywiście ta notka uległa zapomnieniu? Moim zdaniem, jest możliwe, że jej treść była znana Wałeckiemu (1864), który uwzględnił ją w wykazie ichtiofauny Polski. Wałecki urodził się w 1815 r., a od 1838 do 1856 r. był na zesłaniu w Rosji. Do Warszawy

-20-

przeniósł się dopiero pod koniec lat 50. XIX w., a z Gabinetem Zoologicznym związał się w 1860 r. Nie miał więc możliwości zapoznać się z tą notką bez pomocy innych osób. Zapewne została mu ona (albo tylko informacja o złowieniu łososia w Bzurze) udostępniona przez Jarockiego.

Jeśli moje przypuszczenia są słuszne, to ta notka rzuca nowe światło na informacje w pracy Wałeckiego (1864). Jest prawdopodobne, że w innych dawnych czasopismach z XIX w. są ukryte dalsze zbliżone relacje o złowieniu łososi w rzekach na Mazowszu. Pojawia się więc nowe wdzięczne pole do poszukiwań historycznych, których wyniki mogą mieć znaczenie m.in. dla działań na rzecz reintrodukcji ryb łososiowatych.

Literatura cytowana:

Anon. 1838. [Mieszkańcy Warszawy…] Korrespondent, nr 182, z 7 lipca.

Anon. 1840. [W Gostyńskiem…] Korrespondent, nr 301, z 12 listopada.

Cios S. 2003. Uwagi nad występowaniem pstrągów, troci, łososi i lipieni w wodach Polski w dawnych czasach. Roczniki Naukowe PZW, 16:17-32.

Jarocki F. 1839. [Doniesienie umieszczone…] Korrespondent, nr 141, z 11 czerwca.

Wałecki A. 1864. Materiały do fauny ichtyologicznej Polski. II. Systematyczny przegląd ryb krajowych. Warszawa.

o mnie
Studiował na Uniwersytecie Sophia(ang.) w Tokio (1975–1976) i w Szkole Głównej Planowania i Statystyki w Warszawie (1976–1980). W 2004 obronił na SGH napisany pod kierunkiem Bogdana Grzelońskiego doktorat Gospodarcze i społeczne znaczenie ryb w Polsce od X do XIX w.[2] W latach 1988–1992 pracował w Konsulacie Generalnym RP w Mediolanie, a w latach 1997–2001 i 2005–2009 w Ambasadzie RP w Helsinkach, w tym jako chargé d’affaires w 2007. Hobbystycznie zajmuje się wędkarstwem muchowym. Jest sekretarzem na Polskę brytyjskiego Stowarzyszenia Lipienia (Grayling Society), otrzymując w 2014 doroczną honorową nagrodę Broughton Trophy za wkład w działalność organizacji. Pełnił funkcję tzw. Organizatora Międzynarodowego (International Organizer) Mistrzostw Europy FIPS-Mouche w wędkarstwie muchowym w 2005 w Lesku,
Inne artykuły autora