• 1
  • 2
  • 3

Wędkarstwo to sport bez skazy

Pod takim tytułem prof. Rudolf Wacek zamieścił w 1949 roku swój artykuł na łamach Wiadomości Wędkarskich. W artykule padły znamienne słowa – „Prócz myślistwa człowiek pierwotny uprawiał i rybołówstwo. To były jego podstawy życia, to było jego wyłącznym zatrudnieniem przez długie szeregi prawieków. Zmieniły się warunki ekonomiczne, przestaliśmy żyć tylko z myślistwa, czy też rybołówstwa, lecz popęd do tego pozostał w naszej krwi jako atawistyczna namiętność. Dla wielu jednak tak polowanie, jak i wędkarstwo jest tylko marzeniem, jest tylko tęsknotą za łonem natury”.[1]

 

W chwili obecnej nie jesteśmy w stanie określić, jakie proporcje są zachowane pomiędzy wędkarzami wykazującymi atawistyczną namiętność do połowów a wędkarzami marzycielami. Owe „marzycielstwo” należy rozumieć jako spolegliwość wobec otaczającej nas natury i jej darów. Jednak wielu z nas doskonale pamięta czasy, kiedy zachłanność na pozyskanie [czytaj: złowienie, ale i zabranie] jak największej ilości ryb, tkwiła w przeważającej rzeszy wędkujących.

To, co w powojennym wędkarstwie polskim miało wkrótce nastąpić, było sygnalizowane w szeregu okólników wydawanych przez Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych. Podkreślano w nich, że pierwszeństwo korzystania ze sportowego połowu ryb, muszą posiadać jak najszersze rzesze ludzi pracy.[2]

Ponieważ w momencie powstania Polskiego Związku Wędkarskiego do nowopowstałej organizacji zaczęły napływać masy członków bez tzw. „kindersztuby” (nie tylko wędkarskiej) zauważono, że - „Zadaniem Związku jest tak wychować wędkarza, aby znał zasady hodowli ryb, aby nie były mu obce zagadnienia ochrony, aby umiał patrzeć na cuda przyrody i wyciągać korzyści z kontaktu z naturą. Wycieczka na ryby winna być dla człowieka odpoczynkiem po pracy, sprawdzianem jego znajomości przyrody, sprawności fizycznej i koleżeńskości, a nie tylko chęcią zdobycia pewnej ilości ryb”. Aby wychować tak pojmującego swe zadania, uświadomionego społecznie i ideologicznie, aktywnego wędkarza zdolnego do realizowania założeń polityczno-gospodarczych Państwa, rozpoczęto akcję przygotowania kadr ideowych działaczy wędkarstwa, jako przyszłych wychowawców społeczeństwa wędkarskiego. Prowadzone kursy poruszały m.in. następujące zagadnienia:

- plan 6-letni w rybactwie, ze szczególnym uwzględnieniem rybołówstwa na rzekach, który przewidywał podniesienie produkcji rzek. Aby należycie wywiązać się z powierzonego przez władze zadania, PZW musiał mieć odpowiednio do tego celu wyszkolone kadry rybackie;

- formy gospodarki rybackiej w PZW;

- rola PZW w Polsce Ludowej;

- biologia ryb;

- zagadnienia zanieczyszczeń rzek.[3]

W dalszym ciągu tego artykułu nie będę już dalej poruszał aspektów intensyfikacji gospodarki rybackiej, która to intensyfikacja po kilkudziesięciu latach m.in. doprowadziła do dewastacji wód. Muszę jednak przypomnieć, że: na wygórowane limity połowowe, wynikające z kolejnych wzniosłych planów; na nowości sprzętowe rodzaju elektryczne tuki, agregaty prądotwórcze, falbany i tłuki dowiązywane do podbory włoków; na odłowy ryb w ich tarliskach i zimowiskach; na budowę ośrodków tuczu pstrąga tęczowego w dorzeczach najpiękniejszych rzek charakteru górskiego i podgórskiego, które to hodowle znakomicie ograniczyły rybostan tych rzek –zarybienie było i jest jedynym antidotum. Żeby chociaż były to zarybienia prowadzone zgodnie z prawidłowymi zasadami, które omówiłem w poprzednich artykułach. Jednak z powodu cwaniactwa i bylejakości doprowadziły tylko do degrengolady w środowisku wodnym.

Wracając do wędkarstwa, to wśród łowców należących do byłego Związku Towarzystw Wędkarskich, nie było potrzeby prowadzenia tego rodzaju szkoleń, ponieważ zrzeszeni tam wędkarze byli wychowani według żelaznych zasad moralnych i etycznych tzw. „dobrej szkoły przedwojennej”.  Większość pozostałych wędkarzy w różnym stopniu, ale zachowała pierwotny atawizm, łącznie z ordynarnym kłusownictwem. Po wojnie eksploatowano ponad miarę wody zasobne w ryby, zgodnie z powiedzeniami: „Chłop żywemu nie przepuści”, albo „Co na haku, to w plecaku”, bo przecież ryby się cudownie rozrodzą lub napłyną z deszczem, a na pewno powrócą dzięki zarybieniom.

iso 8859 1Pokot20szczupakF3w

Pokot szczupaków złowionych w ciągu 4 godzin na spinning w Jeziorze Tomaszkowskim k/Olsztyna (2 połowa 40. lat XX wieku)

               Trzeba w tym miejscu jasno sobie powiedzieć, że gdyby nie nacisk ideowo-polityczny na władze PZW, to na poletku wędkarskim mogło dojść do budującej normalności. Wyobrażam sobie, że PZW mógłby np.: przeprowadzać rzetelne egzaminy na kartę wędkarską; zająć się zwalczaniem kłusownictwa, jednak przy bezwzględnej karalności przez organa ścigania schwytanych sprawców; przeprowadzać akcje sprzątania wód; tworzyć nad wodami infrastrukturę wędkarską niekolidującą z naturą; kształtować postawę moralno-etyczną swoich członków, niestety jak życie pokazało, wymuszoną stosownymi przepisami.  Sprawy gospodarcze, takie jak odłowy rybackie, czy zarybienia powinny być powierzone innym instytucjom. Na prawidłowo prowadzonych wędkarsko wodach, tego rodzaju zabiegi gospodarcze prawdopodobnie ograniczałyby się do niezbędnego minimum.

Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, jakie spustoszenie w mentalności znakomitej części wędkarzy wprowadziły regulaminowe limity ilościowe, szczególnie te dzienne. Kilka sztuk lub kilkanaście kilo ryb, które teoretycznie można było codziennie pozyskać. A byli i są łowcy, którzy nadal korzystają z możliwości „odbicia” sobie w rybach opłaty rocznej za wędkowanie. Kolejna sprawa, to, skoro są limity dzienne, to siłą rzeczy mamy też prawo bywać na rybach z taką samą częstotliwością, więc wędkujemy po kilka razy w tygodniu. Żadnego zahamowania, bo to narusza naszą swobodę, a inni muszą wykazać się wobec nas tolerancją i liberalizmem.

„Korzyści” płynące z wyczynowego wędkarstwa sportowego i otoczki temu towarzyszącej omówiłem we wcześniejszych artykułach.

Zauważmy, jak sami ładujemy się w pewnego rodzaju pułapkę społeczną. Kiedyś zwrócenie uwagi, nagana, ukaranie, itp. narzędzia stosowane w domu, szkole, Kościele, pracy, czy na podwórku - były na porządku dziennym. Obecnie rodzicowi nie wolno, nauczyciel nie może, księdzu nie należy, pracodawca nie powinien, kolega niech śpi…a. Tutaj, nie mówimy o zwracaniu uwagi na każdym kroku z błahych powodów, a o piętnowaniu postępowania negatywnego, które ma istotny wpływ na nasze otoczenie, a więc godzi też w nasze korzyści, a nawet burzy nasze oczekiwania wobec pewnych zjawisk i zdarzeń. Tak więc zajęcie postawy "Nie oceniam innych" jest błędem, ponieważ doprowadza do bezkarności ludzi, którzy postępują niewłaściwie w stosunku do zasad prawnych, etycznych lub moralnych. A więc nasza postawa nie oceniania innych jest nam poniekąd wygodna, ponieważ przez każdego jesteśmy postrzegani jako ten "dobry wujek", czy "super gość". To jednak doprowadza do pogłębiającego się dziadostwa w każdej dziedzinie naszego życia.

 

[1] R. Wacek, Wędkarstwo to sport bez skazy, Wiadomości Wędkarskie, 2, 1949, s. 2, 3.

[2] Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych, pismo okólne z dnia 22.03.1949 roku, nr PR ZVI-9/5/49 w sprawie popierania organizacji sportu wędkarskiego.

[3] K. Stokowska, PZW szkoli kadry rybackie, Wiadomości Wędkarskie, 10-11, 1950, s. 3, 4.

o mnie
Inne artykuły autora